poniedziałek, 6 lipca 2015

Prolog

- Dzisiaj grają mecz. Idziemy? - zapytałam i spojrzałam w stronę mojej przyjaciółki. Ta, jak zwykle coś przeżuwała i z buzią pełną pianek pokiwała twierdząco głową.
- A co tam z twoim ex? - zapytała i zaśmiała się, przez co prawie wypluła jedną z pianek.
- A powinno mnie to obchodzić? Byłam głupia. Mam tylko 14 lat i zachciało mi się chłopaków. - zaśmiałam się. To było mega głupie. Dobrze, że w miarę szybko zmądrzałam.
- I zachowałaś swoje dziewicze usta. - mruknęła i wybuchła niepohamowanym śmiechem. Walnęłam ją poduszką, na co ona tylko pokazała mi język.
- Jeśli chcemy zdążyć na mecz to musimy się już zbierać. - syknęłam.

Na boisko weszło dwudziestu dwóch chłopaków. Nasz drużyna miała na sobie pomarańczowo - żółte trykoty, a przeciwnicy niebieskie. Nasza drużyna była lokalną dumą. Jednym z niewielu zespołów w lidze okręgowej ze wsi, a przynajmniej w naszej grupie, na upartego to właściwe jedyna. Rozwaliłyśmy się na krzesełkach, a Dagmara wyciągnęła z torby paczkę żelków Haribo. Uśmiechnęłam się do niej, a ta przewróciła oczami i podała mi żelki. Spojrzałam na boisko i zobaczyłam na nim go. Przystojnego, wysokiego chłopaka, o ciemniejszej karnacji niż moja, miał prześliczne brązowe oczy. Dopiero po chwili zauważyłam jakże bystro, że jest bramkarzem. Nie wiem czym było to spowodowane, ale zawsze miałam słabość do bramkarzy.
- Wszystko ok? - zapytała moja przyjaciółka i szturchnęła mnie łokciem. Pokiwałam tylko twierdząco głową. - O! Na bramce stoi gościu, który chodził z moim bratem do klasy. Jak mu było... Maks! - powiedziała, a ja uśmiechnęłam się w myślach.
- Daga?
- Tak Amelio?
- Chyba się zauroczyłam. - odpowiedziałam z rumieńcami na policzkach. Nastoletnie czasy rządzą się swoimi zasadami, a mi zbyt bardzo szaleją hormony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz